Wczoraj,czyli w poniedzialek, przyjechalismy do Salento. Jest to male urocze miasteczko, polozone wsrod zielonych wzgorz, na ktorych rosna bananowce, znajduja sie plantacje kaw i rosna palmy.
Wczoraj zaraz po przyjezdzie i krotkiej drzemce wybralismy sie do sasiedniego miasteczka o uroczej nazwie Palestyna. Pogoda nas nie rozpieszczala, padal gesty deszcz. Na szczescie po poludniu sie rozpogodzilo i spokojnie moglismy zwiedzic plantacje kawy. W drodze powrotnej, przy dobrej widocznosci o zachodzie slonca udalo nam sie podziwiac wulkan Nevado del Tolima,
Dzisiaj wybralismy sie do doliny Cocora. Poczatkowo podroz odbyla sie jepem po brzegi wypelnionym ludzmi, niektorzy nawet wisieli na zewnatrz. Pozniej piechota dolina wzdluz rzeki do granicy lasu deszczowego. Poniewaz jest to pora deszczowa droga cala jest zalana blotem. Pokonywalismy ogromna liczbe pseudomostkow skladajacych sie z kilku bali przewieszonych nad rzeka. Po 3 godzinach dotarlismy w koncu do schroniska Acaime, w ktorym poczestowano nas goraca czekolada podana z serem. Przy schronisku mozna bylo podziwiac kolibry, ktore przylatywaly na drobny posilek. W miedzy czasie zaczelo ostro padac i dalsza wedrowka nie byla juz taka przyjemna. Droga zamienilam sie w rzeke blota! Po dlugim czasie dotarlismy do kolejnego schroniska. Tam trafila nam sie okazja w postaci furgonetki. Dalsza podroz byla juz duzo przyjemniejsza :) Po niedlugim czasie niestety znowu zaczol padac deszcz.
Po drodze widzielismy ogromne palmy, niektore wysokosci 10-cio pietrowych wiezowcow. Zmeczeni i cali w blocie odpoczywamy przy miejscowym piwie :) !!!