Dalej jestesmy w Salento. Od wczoraj dotarlo do nas, ze tak naprawde mieszkamy w drewutni !!! Nasz Plantation House, prowadzony przez Europejczyka ( !!! ) opisany w przewodniku LP ( do ktorego uderzaja wszyscy turysci ) jest tak naprawde wielka prowizorka. Jedyny jego plus to polozenie, na skraju miasteczka, posrod zieleni.
Zauwazylismy, ze w Kolumbii lubia nadawac miasteczkom nazwy geograficzne. Bylismy juz w Armenii, Palestynie, slyszelismy o Caucasi, otarlismy sie o Montenegro. Dzisiejsza wycieczka ktora miala byc lajtowa zaprowadzila nas do Filandi (bez ´n´). Misteczko okazalo sie przepiekne, uroczy ryneczek z niezliczona iloscia kawiarnii. Pol kilometra za miastem jest wieza widokowa (o wysokosci okolo 30 m).
Wycieczka miala byc latwa - autobusem w obie strony, ewentualnie w drodze powrotnej maly spacerek. Wyszlo inaczej, z drogi powrotnej zrobil sie niezly trekking. W sumie piechota, po terenie dosyc pofaudowanym, przeszlismy 7+ 10 km. Widoki super, zielone wzgorza, bananowce, palmy, soczysta zielen posrod ktorej gdzieniegdzie sa przepiekne domki nazywane fincami (kazda o jakiejs nazwie). Mijalismy malpi zagajnik i tereny posrod ktorych mieszkaja kolibry (niestety ukryte).
A teraz pare slow o kawie - w koncu jestesmy w Zona Cafetera, ktora jest jedna wielka plantacja kawy. Kolumbijczycy pochlaniaja jej niesamowite ilosci. Na kazdym kroku sa tu mniejsze lub wieksze kawiarenki z tym przepysznym napojem. Kawa jest tu najtanszym i najpopularniejszym napojem (jak piwo w Czechach).